Niektórym może wydawać się dziwne, nieprawdopodobne, ze ktoś może pamiętać czas wcielenia w obecne ciało. Kto dociekliwy to wie, ze jest bardzo dużo takich przypadków, a ja to pamiętam tak jak np. pierwszy dzień w szkole, wycieczkę klasowa do stolicy czy tez egzaminy maturalne. To nie był sen, ale cześć mojego życia, istnienia. Możliwe, ze ktoś zaprzeczy temu, ze okoliczności i czas wejścia w ciało są bez sensu, bo np. wg. jakiś tam teorii dusza wchodzi w łono matki w momencie poczęcia. Otóż muszę zaskoczyć informacja, ze rożnie z tym bywa.
Moim pobożnym życzeniem jest porozmawiać z osobami, które maja podobne doświadczenia, a raczej wspomnienia, czyli moment przed wejściem w ciało i nie koniecznie w czasie płodowym Wiem, ze np. w USA są ludzie, którzy opowiadają o tym, są jakoś zintegrowani, a przede wszystkim ujawnieni. Niestety w Polsce to zjawisko nie jest znane, a bardzie popularne, bo albo mówi się o życiu po śmierci, poprzednich wcieleniach lub wybór rodziców i wejście duszy w ciało płodu.
Owe wspomnienie było tez publikowane na stronie Fundacji Nautilus.
Poniżej cały opis tego co pamiętam.
"Byłam z jakąś grupa,
postaciami i jakbyśmy unosili się w przestrzeni, wszyscy na jednym
poziomie. Był półmrok, coś jak w kinie pod czas seansu, nie było
ścian, sufitów ani podłogi. W pierwszych wspomnieniach
niedokładnie pamiętałam towarzyszące mi postacie, bo nikt z nas
nie miał charakterystycznych dla każdego ciał. Po prostu było
widać zarys ciemnej sylwetki: głowa, ramiona i prosto w dół bez
zarysu nóg. Ale wiadome było kto jest kto, a jeśli się zwracało
do tej osoby to widać było szczegóły tej postaci, czyli np.
twarz lub ręce. Razem było nas z sześcioro osób, możliwe, ze
więcej, ale nie jestem pewna na 100%. Mogę policzyć te osoby,
których widziałam twarze, inne postacie mogły się przemieszczać,
albo były mnie obojętne, przez to nie pamiętam kto był kto i ile
osób.
Cały czas próbuje coś
więcej wyłuskać z pamięci, ale jak wspominałam ciężko to
idzie. Właściwie biorąc pod uwagę cała historie to cofam się w
stercz wręcz minimalnie. Dziwnie jest przypominać sobie do tylu, a
staje się to nagle, bez ostrzeżenia i bez jakiś specjalnych
zabiegów. Jakiś gest, jakieś odczucie, poprzedzające. Taka
dziwaczna historia opowiadana do tylu.
Przypomniało mi się,
ze przybyliśmy do tego miejsca, roześmiani, szczęśliwi, z
jakiegoś jaśniejszego miejsca. Moimi ziemskimi zmysłami
odebrałabym to jako przejście ze słonecznego dworu do jaskini, do
której wpadało z zewnątrz światło, ale czym głębiej się do
niej wchodziło to było ciemniej. Podobnie jak w sali kinowej pod
czas seansu. Ale to nie była jaskinia. To była jakaś przestrzeń.
Spoważnieliśmy, gdy po prawej stronie zauważyliśmy wysokiego,
starszego mężczyznę, bardzo poważnego. Mnie przypominał swoja
aparycja surowego oficera, który pilnował porządku i stosownego
zachowania w tym miejscu. Pamiętam doskonale jego twarz. Nic nie
mówił, tylko patrzył na nas surowo. Wtedy zauważyłam , ze stoi
obok jakiegoś... ekranu? Nie wiem czy to był ekran, mnie bardziej
przychodzi na myśl okno, bo miałam wrażenie, ze to co jest po
drugiej stronie jest na wyciągniecie reki. Było to wielkości
(proporcjonalnie) polowy naszego naszego wzrostu, tj. ok.1 m
wysokości, i ok. 3-4 m szerokości. Umieszczone niżej, więc
musieliśmy patrzeć w dol. Spojrzałam w ten ekran i zobaczyłam
pokój, ludzi w swych codziennych sprawach, dwa łóżeczka, takie ze
szczebelkami, a w nich dwoje niemowląt, które miały około 8-9
miesięcy. Płakały i jedno z nich wyjmowała z łóżeczka jakaś
kobieta. Na całą scenkę patrzyliśmy jakby z góry, jakbyśmy byli
zawieszeni ok.1 m wyżej nad głową kobiety. Pamiętam, ze oglądałam
to bez żadnych emocji, tak jak teraz pstrykając pilotem po kanałach
telewizyjnych. I chyba sobie nie zdawałam sprawy po co to oglądam.
Przeszłam w lewo, bo tuz
obok był następny „ekran”. Tam był wózek dziecięcy z
postawiona tzw. budka, w środku było niemowlę i wiem , ze to był
chłopiec. Poruszając się dalej w lewo nie było ekranu, ale stały
3-4 postacie. Były to na pewno moje dwie kuzynki (później
mieszkały w tym domu) i ich młodszy brat, wszyscy młodsi ode
mnie. Nie jestem pewna co do czwartej osoby, bo ich najmłodszy brat,
który w życiu ziemskim jako młody chłopak zginął w wypadku
samochodowym, przyśnił mi się w tym miejscu wraz z moim dziadkiem
przed dziesięcioma latami. Jestem pewna tego, ze to był sen, bo
pamiętam jak o tym opowiadałam w mojej rodzinie. Absolutnie były
to zupełnie inne wspomnienia. Wiem, ze to zagmatwane, ale te dwie
sprawy nie mogę łączyć w jedno. Wiem co było snem, a co nie.
Z moim kuzynostwem krotko
porozmawiałam, chciałam przemieścić się dalej , ale tym razem
kolejny „ekran” zagrodził mi drogę. Stanęłam na przeciw
niego. Dalej po mojej lewej stronie, obrócone twarzami do jego
światła, ale trochę jakby z boku, stało moje młodsze rodzeństwo.
Bliżej mnie młodsza o 4
lata siostra i dalej ode mnie, obok niej, mój brat młodszy o 4,5
roku. Spojrzałam na kolejna scenkę i zobaczyłam z góry pokój,
tył wózka dziecięcego i krzątające się obok niego trzy kobiety,
zupełnie obce dla mnie i pamiętam, ze z obojętnością na to
wszystko patrzyłam.
Wtedy moja siostra i mój
brat odezwali się do mnie, ze muszę tam iść. Spojrzałam na nich,
a oni jeszcze wykonali gest ręka, ze mam tam ruszyć. Jakoś nie
docierało to do mnie, ze „muszę” iść do tego obcego świata.
Znów spojrzałam w stronę „ekranu” i nagle coś mnie jakby
wessało w inna przestrzeń. Poczułam jak mnie ciągnie za moje
ciało/nieciało w miejscu mostka docierając aż do kręgosłupa
(???). Jakbym miała w tym miejscu podczepiona jakąś kotwice/line,
za którą mnie ciągnięto. To odczucie pamiętam i czuje cały
czas. Przestraszyłam się i czułam zal.
W panice chciałam się
cofnąć, ale jak się obejrzałam w bok to okazało się, ze jestem
sama i tych postaci juz nie ma. Wszystko znikło tylko pozostał ten
obraz przede mną. Później zrobiło się ciemno. W tej ciemności
próbowałam dojrzeć coś, strzelałam wzrokiem na wszystkie strony,
aż po chwili zrobiło się trochę jaśniej, a światło zaczęło
wpadać w kolor jasnoczerwony. To było światło przenikające przez
moje już ziemskie powieki. Zrobiło się jasno jak otworzyłam oczy.
Byłam w wózku dziecinnym , a nade mną z lewej strony stały jakieś
kobiety: z lewej strony stała mama, babcia, ciocia U. i na wprost
ciocia K.. Z prawej podszedł T.. Wszystkie osoby były mi wtedy
obce. Pamiętam wszystkich, którzy zaglądali do tego wózka. I po
jakimś czasie podszedł dziadek z lewej (mojej) i tata z prawej.
Później przyszły ciocie H. i B. (wszystkie imiona żeńskie to
siostry mojej mamy). H. stała dłużej, a B. tylko chwile. Nie
wykazała zainteresowania, bo może widziała mnie wcześniej. I
pamiętam jakoś na końcu wujka I.. Patrzyłam na nich i się
zastanawiałam: do kogo trafiłam? Doszłam po tym kto jest moja
mama, bo częściej do mnie zaglądała. Rozumiałam co mówili, ale
nie mogłam do nich się odezwać z oczywistych przyczyn, ale nawet
nie odczuwałam potrzeby komunikowania się z tymi obcymi ludźmi.
Chyba byłam obrażonym obserwatorem.
Najmłodsza ciocia
powiedziała: o, patrzy, patrzy. A ta najstarsza: no, rozgląda się.
Pamiętam jak dziadek stal
z papierosem i babcia go przeganiała. Ja to wszystko rozumiałam.
Zasypiałam i budziłam
się, ale ja bym to bardziej nazwala cofaniem się do wymiaru
przejściowego i powracanie do wymiaru ziemskiego. Raz poczułam jak
coś ciepłego rozlewa się w okol mnie i ten dziwny, irytujący
zapach. Pamiętam, ze nagle zaczęli mnie rozpakowywać z ubrań,
pieluchę zmieniać i myc czymś mokrym. Strasznie mi sie to nie
podobalo, bo było zimniej i w ogóle nie pasowało mi, ze mnie ktoś
dotyka. Obce uczucie. Takie akcje pamiętam dwie, później pamięć
się urywa.
Według metryki urodziłam
się w lutym, ale świadomym człowiekiem, który właśnie przybył
na Ziemie, byłam w okresie wiosennym. Myślę, ze wtedy była
Wielkanoc, możliwe, ze niedziela. Nie sprawdzałam tego. Pamiętam,
ze drzwi były po lewej stronie wózka, a okna i stół wraz z
krzesłami po prawej. W ten dzień świeciło słonce i wszystkie
córki wraz z mężami i dziećmi przyszły po kościele do moich
dziadków. Pamiętam również dzieci zaglądające do mojego wózka,
moich starszych o 2, 6,8 lat kuzynów.
Po jakiś czterech latach
pamiętam jak w tym miejscu stał wózek z moja siostra i jak
wkładałam głowę do budki wózka, bo chciałam poczuć jak to jest
być w tym wózku. Nawet mnie do niego na chwile wsadzono, ale już
się nie mieściłam. Może to był przypadek, a może instynktownie
chciałam się dostać ta sama drogę z powrotem do … domu? Ona nic
nie pamięta z tamtego okresu, ale w snach czasem komunikuje się
skutecznie z naszym ojcem (a raczej on z nią), albo przewiduje
jakieś sytuacje, które nie wiadomo skąd zna. Ja mam podobne
predyspozycje, bardziej je wykorzystuje i nie bronie się przed nimi.
Można o nich przeczytać na moim blogu.
Co do domu, w którym
miałam swoje pierwsze chwile na tym padole: możliwe w tym domu jest
jakieś przejście z tamtego świata. Budynek istnieje, a w latach
siedemdziesiątych połowę tego domu wynajmowali moi dziadkowie, bo
sami kończyli własny."
I to by było na tyle.
Tak na wszelki wypadek:
wszelkie prawa zastrzeżone. Nie chce, żeby ktoś przekręcał lub
przerabiał to co napisałam. Udostępnianie tylko za moja zgoda.